Króciutko. Kontynuuję experience w East Meadow. Niedziela, 12 maja 2019. Fakt, że była to niedziela ma tutaj pewne symboliczne znaczenie, bowiem dokładnie 17 lat temu miałem pierwszą Komunię świętą. Wtedy, co oczywiste, także była niedziela.
W trakcie swojej wizyty w Stanach miałem okazję uczestniczyć w uroczystości pierwszej Komunii. Muszę przyznać, że pierwszy raz było to bardzo jaskrawe zestawienie realiów tutejszych z polskimi na niekorzyść Amerykanów. Może niefortunnie wybrałem miejsce do siedzenia w jednej z tylnych ławek nawy głównej, ale też nie chciałem się narzucać, gdyż byłem tylko gościem, niezwiązanym z uroczystością. W ławce przede mną siedziała rodzina: rodzice i ich nastoletnia córka (jak mniemam). Nikt z nich nie był zainteresowany tym, co dzieje się w kościele. Głównym mankamentem tej imprezy była nastolatka. Po pierwsze żuła gumę, głośno przy tym mlaskając. Po drugie co jakiś czas pytała rodziców jak długo jeszcze będą tu siedzieć, ostentacyjnie przy tym okazując zniecierpliwienie. Po trzecie wreszcie, przez cały czas grała na telefonie w jakąś strzelankę… Rodzice, co do których osobno też miałbym niemałe uwagi, nie widzieli w tym nic niestosownego (i to by była chyba główna do nich reprymenda). O ich ubiorze nie warto wspominać. I teraz rodzi się kilka pytań:
- czy akurat miałem „pecha” i siadłem za jedynymi w kościele ludźmi kompletnie ignorującymi istotę tego miejsca? Czy też może takich osób w kościele było więcej?
- czy jest to kwestia tego, że w kościele pojawili się okazjonalni goście, a normalnie na modlitwę przychodzą wierni faktycznie nią zainteresowani? W tym przypadku chyba na szczęście była to kwestia okazji, bo przecież bywałem na codziennych Mszach i nie było podobnych sytuacji.
- czy w Polsce takie zachowanie byłoby dopuszczalne? Zyskałoby przyzwolenie społeczne? Już tak jest, czy jeszcze nie? A jeśli jeszcze nie, to kiedy nas to czeka?
Sama uroczystość pierwszej Komunii różniła się niewiele od polskich. Była jedynie dużo krótsza, nie było tradycyjnych u nas podziękowań, kwiatów i długich przemówień. Nie było tłumów fotografów, wyszukanych kreacji, specjalnych dekoracji. Kościół wyglądał tak samo jak w każdy inny dzień. Pod tym względem taka skromność i minimalizm mogły na pewien sposób imponować i pomóc skupić się na przeżywaniu liturgii. Coś za coś – to z kolei byłoby w Polsce chyba nie do pomyślenia…
PS: zdjęć do umieszczenia z tego dnia brak. Ten jedyny raz.
PPS: pozdrowienia dla Tomka 🙂