Polska to kraj pełen zróżnicowanych krain geograficznych, które zachwycają swoim naturalnym pięknem, historią i kulturą. W trakcie mojej ostatniej podróży postanowiłem odwiedzić trzy z nich: Kaszuby, Mazury oraz Suwalszczyznę. Kaszuby, znane ze swojej unikalnej kultury, to kraina jezior, lasów i wzgórz, które tworzą urokliwy i spokojny krajobraz. Mazury, często nazywane Krainą Tysiąca Jezior, to region, w którym woda i lasy dominują, tworząc raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku. Suwalszczyzna, z kolei, to miejsce dzikie, jeszcze nieodkryte i pełne kontrastów: z jeziorami wśród pagórków oraz licznymi rezerwatami przyrody, które zachwycają swoją pierwotnością. Drugie Bieszczady. Każda z tych krain oferuje coś wyjątkowego.
Jednak czymś najbardziej wyjątkowym dla mnie w tej wycieczce było nocowanie. Nocowanie w kamperze. Dotąd raz w życiu zdarzyło mi się spać w samochodzie, ale była to zupełnie inna przygoda i luźna adaptacja kombiaka Toyotki do celów sypialnych. Tym razem jechaliśmy autem, które było sprawdzone i dobrze przygotowane, by spędzić w nim noc.
2 lipca wyjazd dość późno z Lublina. Cel – zajechać jak najdalej, a po drodze zobaczyć Kampinoski Park Narodowy – znany przede wszystkim z wydm śródlądowych, a także rozległych lasów i rozlewisk oraz z tego, że graniczy z Warszawą, czyniąc ją w tym aspekcie unikatową stolicą na skalę europejską.
Zajechać udało się do skrzyżowania autostrady A1 z drogą wojewódzką nr 252. Tutaj zjechaliśmy ze dwa kilometry na wschód, zatrzymując się na przydrożnym parkingu. Miejsce wydawało się idealne – oddzielone od drogi drzewami, ale nie w pełnym lesie i nie przy wodzie, co było dla mnie warunkiem komfortu – minimalizacja plagi komarów. Było warto, a grill miał niesamowity klimat.
Następnego dnia, na szybki poranny rzut: Toruń. Krótki spacer po pięknym Starym Mieście, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO i poranna kawa z obowiązkowymi piernikami. Atrakcją było dodatkowo odwiedzenie nowej linii tramwajowej, na której powstał jedyny czynny obecnie w Polsce przejazd kolejowo-drogowo-tramwajowy.
Pierwszym przystankiem – wreszcie na Kaszubach – była Góra Wieżyca, najwyższy punkt w województwie pomorskim, wznoszący się na 329 metrów nad poziomem morza. Miejsce to oferuje wspaniałe widoki na otaczające lasy i jeziora. Wieża widokowa na szczycie pozwala podziwiać te krajobrazy w całej okazałości, a cisza i spokój panujące na górze tworzą idealne warunki do chwilowej refleksji i ucieczki od codziennego zgiełku. No, dopóki na szczyt nie wlezie wycieczka szkolna.
Kolejnym punktem na mapie była najdłuższa deska świata, znajdująca się w Szymbarku. Ten niecodzienny obiekt, o długości 46,53 metra, jest nie tylko atrakcją turystyczną, ale także symbolem kaszubskiej pomysłowości i uporu. Spacer wzdłuż tej imponującej deski to okazja do poznania historii i tradycji regionu, a także do zobaczenia przy okazji innych ciekawostek, takich jak Dom do Góry Nogami czy replika syberyjskiego domu zesłańców.
Najciekawszym – jak się okazało – przystankiem był zamek w Łapalicach, jedna z najbardziej tajemniczych budowli w Polsce. Jego budowa rozpoczęła się w latach 80. XX wieku z inicjatywy rzeźbiarza i stolarza Piotra Kazimierczaka, który marzył o stworzeniu monumentalnej rezydencji. Zamek miał mieć 52 pokoje, symbolizujące tygodnie roku, 12 wież dla miesięcy i 365 okien, odpowiadających liczbie dni w roku. Niestety, z powodu problemów finansowych i braku zezwoleń, budowa została wstrzymana, a obiekt, pomimo wielu dalszych prób, nigdy nie został ukończony. Dziś zamek w Łapalicach przyciąga turystów i miłośników urbexu, którzy są zafascynowani jego imponującymi, choć niedokończonymi murami oraz mistyczną atmosferą, jaka tu emanuje. Niesamowite miejsce, mogłoby dokładnie takie pozostać.
Zanim dotarliśmy do dzisiejszego noclegu – Białogóry, odwiedziliśmy Jezioro Żarnowieckie. To zalew, utworzony w wyniku budowy tamy na rzece Żarnówka, znany przede wszystkim z nieudanej próby budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Projekt budowy elektrowni w Żarnowcu rozpoczął się w latach 80. XX wieku i miał na celu dostarczenie energii elektrycznej dla północnej Polski. Jednak po katastrofie w Czarnobylu w 1986 roku oraz z powodu rosnących kosztów i protestów społecznych, budowę wstrzymano. Pomimo zaawansowania prac budowlanych, elektrownia nigdy nie została uruchomiona, a reaktory sprzedano innym krajom. Dziś teren wokół jeziora i wciąż widoczne fragmenty budowy stanowią interesujący, choć smutny ślad po ambitnym projekcie, którego skutki braku finalizacji odczuwamy do dziś.
Pierwszym przystankiem 4 lipca, a zarazem ostatnim przystankiem na Kaszubach była latarnia morska Stilo, położona na wydmach w pobliżu kolonii Osetnik (potocznie Stilo). Ogólnie z tą nazwą to jest ciekawa sprawa, na jednych mapach miejsce to widnieje jako Osetnik, na innych Stilo – w rzeczywistości jest to część sołectwa Sasino z historyczną nazwą Stilo, a polską, ustaloną po II wojnie światowej – Osetnik. Profilaktycznie na tablicy są obie nazwy – jedna po jednej, druga po drugiej stronie. I dopisek „koniec świata”, bo faktycznie nic wokoło nie ma.
Zabytkowa latarnia, która tutaj się znajduje, została zbudowana na początku XX wieku. Jest unikalna nie tylko w Polsce, ale i na świecie – jej konstrukcja składa się z metalowych (żeliwnych) segmentów, które zostały przetransportowane i złożone na miejscu. Budowla ma charakterystyczny wygląd – jest pomalowana w trzy pasy – dolna część jest czarna, środkowa biała, a górna czerwona. Byłem już na wielu latarniach morskich w Polsce i – moim zdaniem – z latarni Stilo rozciągają się najpiękniejsze widoki spośród nich.
Opuszczając Kaszuby, warto jeszcze wspomnieć, że to jeden z kilku regionów w Polsce, gdzie nazwy na tablicach miejscowości są dwujęzyczne – polskie i kaszubskie.
Po Kaszubach ruszyliśmy w stronę stolicy Warmii i Mazur, zaliczając postój w trójmiejskiej Ikei. Olsztyn to miasto o bogatej historii, kojarzone przede wszystkim z osobą Mikołaja Kopernika, który pracował w tutejszym gotyckim zamku. Pełne zieleni, z licznymi parkami i jeziorami, które zachęcają do wypoczynku na łonie natury. Mnie natomiast zatrzymało tutaj co innego – ciekawa historia o najnowszej polskiej sieci tramwajowej. Olsztyn w 2015 roku przywrócił tramwaje do życia, stając się jedynym miastem w Polsce po 1959 roku, które zdecydowało się na (od)budowę (od zera) sieci tramwajowej. Pierwsze tramwaje pojawiły się w Olsztynie w 1907 roku, ale ich funkcjonowanie zakończyło się likwidacją w 1965 roku. Nowoczesne pojazdy szynowe to nie tylko środek transportu, ale także symbol odnowy i rozwoju miasta, a mnie do zwiedzenia pozostał nowy odcinek z estakadą.
W Olsztynie mieliśmy nocleg w jakimś creepy miejscu pośrodku zakładów produkcyjnych (nie mój pomysł), a kolejnego dnia podzieliliśmy się według zajęć. Ja wybrałem obserwatorium i planetarium. W pierwszym miejscu, przy bezchmurnej pogodzie (a na mniej-więcej taką trafiłem) obserwuje się słońce przez teleskop oraz panoramę miasta ze szczytu zaadaptowanej na ten cel wieży ciśnień, a w drugim – seans. Naprawdę polecam jedno i drugie, gdyby czas mi pozwolił, seans z chęcią obejrzałbym ponownie.
5 lipca celem było jednak przede wszystkim dotarcie do Ełku. Miasto ma bogatą historię, której ślady można znaleźć na każdym kroku – od ruin zamku krzyżackiego, przez zabytkowe kościoły, aż po klimatyczną starówkę z budynkami w stylu neogotyckim. Miasto jest również domem dla jednej z najstarszych linii wąskotorowych w Polsce, Ełckiej Kolei Wąskotorowej. Czas pozwolił na wejście na wieżę widokową, przejażdżkę miejskim autobusem i kolację w jednej z pizzerii na promenadzie.
Następnego dnia, przed wyjazdem na Suwalszczyznę, zwiedziliśmy wieżę ciśnień. Obiekt, zbudowany w 1895 roku to charakterystyczny zabytek miasta, który dawniej pełnił rolę zaopatrywania mieszkańców w wodę. Dziś mieści się tu muzeum, prowadzone przez mniejszość niemiecką. Pani Przewodnik jest osobą, od której można dowiedzieć się mnóstwo ciekawostek, a wieża bogata jest w interesujące i dość wyszukane przedmioty (w tym fisharmonia!). Opłata wedle uznania.
Przemierzając na Suwalszczyznę, odwiedziliśmy ruiny Pałacu Paca w Dowspudzie. Ten monumentalny niegdyś pałac, zbudowany na początku XIX wieku przez Ludwika Michała Paca, dziś jest ruiną, która ukazuje niegdysiejszy rozmach. Spacerując po rozległym parku otaczającym ruiny, można wyobrazić sobie dawną świetność tego miejsca.
Podróż zakończyła się w Suwalskim Parku Krajobrazowym. W pięknym, sielskim krajobrazie można zatopić wszystkie swoje zmysły stojąc na tarasie widokowym w Rezerwacie Rutka. Jest tu tak cudownie, że fotografia z tego miejsca poszła jako główna – do obejrzenia zatem w największym formacie, by najlepiej wczuć się w klimat (jeśli czytasz na telefonie, obróć i zobacz to zdjęcie w poziomie) 🙂
Z kolei z wieży widokowej w Malesowiźnie można podziwiać mozaikę jezior, lasów i pagórków, które tworzą jedyny w swoim rodzaju krajobraz Suwalszczyzny. Jednym z najciekawszych elementów tego miejsca jest Staw Turtulski – niewielki, ale urokliwy zbiornik wodny. Położone na dnie doliny wysepki są fragmentami ozu turtulskiego, który ciągnie się na przestrzeni 3 kilometrów w postaci 13 pagórków. Oz jest długim, wąskim wałem o stromych stokach, zbudowanym z piasków i żwirów niesionych przez lodowiec. Tutejszy oz jest jednym z najwspanialszych przykładów tego zjawiska w Polsce.
Ostatnim, spontanicznym punktem programu, zostało przejście w polu. Piękny przykład inwestowania publicznych pieniędzy, gdy dofinansowanie unijne warunkuje co musi powstać, by je dostać. W tym przypadku, by wyremontować drogę ze wsparciem unijnym, musiało powstać bezpieczne przejście. I powstało. Co z tego, że w polu…
I niech to pole, w którym się życiowo obecnie znajduję, będzie zakończeniem tej przygody. Oby nasze życiowe inwestycje, to, czemu poświęcamy swój czas, wysiłek, energię i serce, nie były przejściami donikąd.