Kontynuuję wypad. Część pierwsza tutaj. Tymczasem ostatnia noc w Gdańsku. Wczesna pobudka, szybkie śniadanie, tramwaj z Siedlec na Dworzec Główny i w pociąg. Następna stacja: Bydgoszcz!

(będzie – niestety – sporo o tramwajach, dlatego wpis kwalifikuję także do kategorii transport)

20.10 2018. W pociągu drugie śniadanie w postaci Amerykanek. Bydgoszcz to miasto niewiele większe od Lublina pod względem liczby mieszkańców. Wielokrotnie przez nie przejeżdżałem w drodze nad morze, nigdy jednak nie miałem wcześniej okazji się tutaj zatrzymać. Pamiętam, że w dzieciństwie problem przysparzał mi rodzaj gramatyczny tego miasta, a mianowicie to, że Bydgoszcz nie jest rodzaju męskiego. To jest TA Bydgoszcz. No cóż, kobieta, z nimi zawsze problemy 🙂

Wysiadam. Bydgoszcz Główna. Nie muszę daleko iść, już sam dworzec kolejowy jest interesujący. Frontem do miasta znajduje się nowy, szklany budynek o intrygującej bryle, po drugiej stronie torów jest natomiast zabytkowy dworzec. Co ciekawe, kolej niejako okrąża miasto, stacja nie jest w śródmieściu, a dworzec autobusowy zlokalizowano w zupełnie innym miejscu, w centrum. Sytuacja zupełnie jak w Lublinie (ale do czasu…).

Zaraz obok znajduje się zakład polskiego producenta taboru kolejowego i tramwajowego PESA.

W Bydgoszczy jeżdżą tramwaje (10 linii, ok. 40 km długości sieci), ich specyfiką jest wąski rozstaw szyn – 1000 mm, co jest cechą charakterystyczną dla byłego zaboru pruskiego. I swoje pierwsze kroki kieruję właśnie do komunikacji miejskiej – linia numer 5.

Dworzec Wschód to przykład zintegrowanego centrum przesiadkowego. Być może forma nieco przerasta tutaj treść, niemniej zamysł jest pozytywny. Estakadą pociągnięta jest linia tramwajowa, natomiast pod nią znajduje się dworzec kolejowy. Wysiadając z tramwaju wystarczy zatem zejść po schodach lub zjechać windą i „o suchej stopie” można wsiąść do pociągu. Smutny jest jedynie widok dużej, trójtorowej pętli „Wyścigowa” zaraz obok, bowiem po oddaniu do użytku estakady w 2016 roku i rozbudowie sieci do Fordonu, stała się na co dzień bezużyteczna. Podobnie niezbyt optymistyczny los spotkał dalszą pętlę „Przylesie” (również trójtorową), jednak ta, co ciekawe, od początku swojego istnienia z założenia jest awaryjną. Jak doczytałem na stronie Urzędu Miasta, pozwala ona na zawracanie w tym miejscu wszystkich tramwajów obsługujących połączenie Fordonu z innymi dzielnicami Bydgoszczy. W przypadku wyłączenia z ruchu estakady nad stacją Bydgoszcz Wschód, wystarczy zorganizować zastępczą komunikację autobusową pomiędzy tą pętlą i pętlą przy ul. Wyścigowej (zwłaszcza, że obie mają też miejsce do nawracania autobusów!). Muszę przyznać, że jestem pod nie lada wrażeniem: mają rozmach, jeśli budują trójtorowe pętle wyłącznie dla awaryjnych sytuacji.

Po przerwie na estakadzie, wsiadam w tramwaj linii 10 i jadę dalej. Kierunek: Fordon. Fordon to taka dzielnica nad Wisłą, najdalej od centrum Bydgoszczy. Dawne samodzielne miasto i obecnie też zdaje się być takim miastem w mieście. Coś à la Nowa Huta w Krakowie, Felin w Lublinie, Dąbie w Szczecinie czy Witomino w Gdyni. Ciekawią mnie takie miejsca, choć nie ukrywam, że w tym przypadku dodatkowym wabikiem była nowo wybudowana linia tramwajowa, którą dojazd tam wygląda wygląda bardzo osobliwie – przez pola i lasy.

Kończąc temat tramwajów, rozbudowa sieci do dzielnicy Fordon była inwestycją z olbrzymim rozmachem. To 13 przystanków, prawie 10 km trasy, 4 nowe pętle tramwajowe (z czego dwie awaryjne), estakada nad stacją kolejową i nowa, druga zajezdnia! Innymi słowy, jeśli chodzi o skalę, całe przedsięwzięcie można by to porównać do budowy od zera sieci tramwajowej w Olsztynie o długości 11 km.

Sama rzeczona dzielnica zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, niemniej nie mówimy tutaj o obiektywnych powodach, ale moich osobistych upodobaniach. Czyli jest przestrzennie, zielono, w pobliżu duża woda (Wisła), bloki nieraz urywają się w polu, jest dużo nieużytków i wydeptanych ścieżek zamiast chodników. Po prostu lubię takie klimaty. Jak na zdjęciu wyżej, przy pętli Niepodległości, na której przesiadłem się w tramwaj linii 3, by dwa przystanki podjechać pod końcówkę i jednocześnie zajezdnię Łoskoń.

Uff, dziękuję za wytrwałość, przechodzimy do „normalnego” zwiedzania. Wracam do centrum. Z linii numer 7 wysiadam na końcowym Babia Wieś. Dalszy odcinek trasy jest zamknięty, a sama linia 7 kursuje tutaj zdaje się tymczasowo. Normalnie pętla Babia Wieś nie jest końcówką dla żadnej linii i pełni rolę awaryjną. Szok, pętla awaryjna i znów aż trzy tory. Mistrzowie infrastruktury awaryjnej.

Hahaha, miałem przestać o tramwajach. Już. Oglądam się za siebie, a tam most. Słynna Trasa Uniwersytecka, o której było głośno w całej Polsce, bo przeprawa przez Brdę zaprojektowana została wyłącznie dla samochodów i zabrakło jakiegokolwiek chodnika, nie wspominając już o drodze dla rowerów. Natomiast same pylony wyglądają efektownie.

Idę śladem wyłączonego z użytku torowiska. Tak dochodzę do placu Kościeleckich. Oglądam stację roweru miejskiego, potem zachodzę do neogotyckiego kościoła św. Andrzeja Boboli.

Stąd już tylko jeden krok do Rynku. Aj zdziwię się, jak tam dojdę, bo… Rynek akurat jest przebudowywany. Cały plac jest ogrodzony, chodzić można tylko wąskim przejściem dookoła. Szkoda, acz z każdej wizyty podobno ma jakiś niedosyt pozostać. „Więc ten obowiązek już zaliczyłem” – myślę sobie, ale niestety, jak się okaże, będę w błędzie.

Ciężko nawet zrobić zdjęcie ratuszowi w jego całej okazałości, bo przez ogrodzenie placu budowy nie można się wystarczająco oddalić.

Tym razem chcę obiad zjeść o normalnej porze. Jest przed 13. Idę na frytki na ulicę Długą. Podobno najlepsze w mieście. Kolejka może to potwierdzić. Wobec oczekiwania na swoje zamówienie, chwila odpoczynku, spojrzenie na mapę i dalszy plan.

Po obiedzie wracam na Rynek. Godzina jest ważna, muszę być punktualnie na 13:13. Tak, na 13:13. O tej godzinie (i o 21:13) w oknie poddasza kamienicy nr 19 ukazuje się postać legendarnego Pana Twardowskiego, który zaprzedał duszę diabłu. Z okazji obchodów 660-lecia miasta w 2006 roku, zainstalowano tu sterowaną elektronicznie, dwumetrową rzeźbę. 13:13. Okno się otwiera, pojawia się Twardowski. Postać rozgląda w lewo i prawo, kłania w pas i pozdrawia gapiów podniesioną ręką, w której trzyma cyrograf. Krótki spektakl kończy chichot. Interesująca atrakcja. Niżej wstawiam, co znalazłem na YouTube.

Okej, sztywny godzinowo punkt programu za mną. Wracam na ulicę Długą. Jest to bowiem deptak i są na nim co najmniej dwie ciekawe rzeczy. Pierwszą z nich jest… tramwaj. Ale spokojnie, to taki zabytkowy, który już nie jeździ i na co dzień pełni rolę zdaje się informacji turystycznej. Niestety nie było mi dane tej informacji zasięgnąć, drzwi zamknięte na cztery spusty.

Zaraz za skrzyżowaniem z ulicą Jana Kazimierza zaczyna się Bydgoska Aleja Autografów. I tak, swoje autografy zostawili tutaj na przykład: Irena Szewińska, Zbigniew Boniek, Lech Wałęsa, Tomasz Gollob, Irena Santor oraz wiele innych osób – nie zawsze oczywistych.

Wchodzę na Nowy Rynek i Zbożowy Rynek (to nie jedno i to samo?). Tutaj jest pomnik Kazimierza Wielkiego, który nadał Bydgoszczy prawa miejskie w 1346 roku.

Pora na kolejny rynek, tym razem Wełniany. Stąd Magicznymi Schodkami (których magia polega zdaje się na wąskości przejścia między ścianami sąsiednich kamienic), a następnie kładką przechodzę na Wyspę Młyńską. To właśnie z tego miejsca wzięło się określenie Wenecja Bydgoska. Niewątpliwie układ architektoniczny nad Młynówką wygląda urokliwie.

Skwer na Wyspie Młyńskiej, Biały i Czerwony Spichlerz oraz Młyny Rothera budują bardzo przyjemny dla oka klimat dawnej epoki. Całości dopełnia ikona Bydgoszczy – znajdująca się na drugim brzegu Brdy Opera Nova. Aż chce się usiąść na krótko przystrzyżonej, równej trawie i napawać widokami. To miejsce im zdecydowanie wyszło 🙂

Kieruję swoje kroki do gotyckiej katedry św. Marcina i św. Mikołaja. Warto zajrzeć do środka, wnętrze zdobione jest polichromią. Funkcję katedry kościół pełni od niedawna, od 2004 roku. Jest to jednocześnie także fara i Sanktuarium MB Pięknej Miłości.

Przechodzę mostem Jerzego Sulimy-Kamińskiego. Robię zdjęcie, które umieściłem jako główne tego wpisu. Krótki spacerek Starym Portem. Podziwiam Spichlerze nad Brdą oraz „Szklane Spichlerze”, uchodzące za jedną z bardziej udanych realizacji architektonicznych w Polsce po 1989 roku.

Pozostaje mi jeszcze tylko wizyta pod budynkiem opery, a na zakończenie przejazd tramwajem linii 6 w kierunku Łęgnowa. Niestety czas nie pozwoli dojechać aż tam i będę zmuszony przesiąść się wcześniej niż planowałem w tramwaj powrotny – na pętli Stomil. A trasa do Łęgnowa jest o tyle ciekawa, że na ostatnim odcinku biegnie lasem i polami, a tramwaj zdaje się wozić wyłącznie uczniów Zespołu Szkół nr 18. Po namyśle trochę żałuję, bo gdybym dobrze skalkulował wcześniej i wiedział, że czasu jest za mało, to wybrałbym inne miejsce do obejrzenia na zakończenie wizyty w Bydgoszczy. Tak mogę jedynie dopisać parę punktów na liście strat.

Trzema tramwajami wracam na Dworzec Główny. Wieczorny pociąg. Następna stacja: Toruń!

Tam nocleg i kolejny dzień. Ale to już temat na osobny wpis. O komunikacji w Mieście Kopernika szykuje się na szczęście niewiele 🙂

PS: do „listy strat”, czyli co zobaczyć, gdy będę w Bydgoszczy ponownie, dopisuję:

  • Rynek (był w remoncie)
  • Bazylikę św. Wincentego à Paulo + Park Ludowy
  • Hala Łuczniczka + Most Esperanto
  • muzeum w wieży ciśnień
  • Stary Fordon
  • Stadion Zdzisława Krzyszkowiaka
  • przejazd do końca trasy tramwajem linii 6 – na Łęgnowo 🙂
udostępnij: