Jako intro do historii o USA Trip postanowiłem przedstawić swoją osobistą playlistę – starannie dobrane piosenki, z którymi wsiadłem do samolotu. Takie prywatne TOP10. Natomiast chcę zaznaczyć, że jest to lista sporządzona przed wylotem, co oznacza, że w trakcie wyjazdu pojawiały się kolejne utwory. I tak, jak pojawiały się one w kolejnych dniach, tak będą się pojawiać w kolejnych wpisach. Tymczasem – do dzieła!
Aha, postanowiłem nie uzasadniać jakoś szczególnie tych pozycji niżej. Niektóre w oczywisty sposób są związane z Ameryką czy konkretnie Nowym Jorkiem, inne z jakiegoś powodu były mi w tamtych dniach bliskie. Dziś, słysząc każdy z tych utworów, przed oczyma stają mi konkretne wydarzenia i konkretne miejsca – tam, za oceanem…
Absolutny number one dla NYC i ani przez chwilę nie było ku temu wątpliwości. Właściwy tytuł utworu to Empire State of Mind part II.
Tę piosenkę zapętliłem i przesłuchałem z milion razy, gdy samolot podchodził do lądowania na JFK.
Frank Sinatra. Klasyk i zarazem obowiązkowa pozycja.
Piosenka wyjazdu do Waszyngtonu, pochodzi z komedii National Lampoon’s Vacation. Podobno Amerykanie nie wyobrażają sobie bez niej wyjazdu na wakacje.
Forgive me friend ze specjalną dedykacją dla Tomka.
Ten utwór też ma pewne symboliczne znaczenie i na stałe zostanie dla mnie przypisany do USA Trip.
Z tą piosenką wylatywałem z Polski… Co ciekawe, ma ona dwie wersje, które różnią się wysokością pierwszego dźwięku.
Może trochę sztampowo, ale z Chariots of fire opuszczałem samolot po wylądowaniu na JFK.
Następna piosenka miała odzwierciedlać wrażenia, jakie człowiek przeżywa wychodząc po raz pierwszy z podziemnej stacji kolejowej Penn Station wprost pod Empire State Building.
I want it all. To najbardziej osobisty ze wszystkich wymienionych w tym wpisie utworów.
PS: od następnego wpisu do wspomnień włącza się Tomek! Naszą relację będziemy prowadzili naprzemiennie, w końcu co dwa punkty widzenia to nie jeden!